Co oznacza słowo "wir"? Do czego służyły retorty? I gdzie jest łoś?
Poprzedni dzień spędzony generalnie na "turystyce leniwej" pozwolił się zregenerować i zebrać siły. Plan na dziś - Rezerwat Sine Wiry.
Rezerwat Sine Wiry znajduje się na terenie Ciśniańsko - Wetlińskiego Parku Krajobrazowego. Dokładny opis szlaku znajdziecie na przykład tutaj. Wyprawę po rezerwacie Sine Wiry zaczynaliśmy z parkingu w Polankach. Na szczęście pogoda sprzyjała pieszym wędrówkom. Droga malowniczo to opadała to pięła się pod górę. Po lewej stronie wije się Wetlina i co jakiś czas słychać było szum potoku. Dojście do pierwszego punktu zajęło nam około 1,5 godziny.
Przełom Wetliny to najbardziej oblegany przez turystów punkt na szlaku. Ciężko nawet znaleźć gdzieś miejsce, by przycupnąć na kamieniach. I ten wszechobecny huk wody przelewającej się przez skalne progi.
Miejsce piękne, ale raczej nie sprzyja wyciszeniu się i kontemplowaniu przyrody.
Ruszyliśmy dalej. Dzieci pełne zapału, który wyrażały słowami "daleko jeszcze???", ale postanowiliśmy się tym nie przejmować. Zastanowiło nas natomiast to, że na szlaku jest coraz mniej ludzi... Czyżby większość zatrzymała się na przełomie Wetliny i zawróciła, nie dotarłszy nawet do prawdziwych Sinych Wirów?
Wir w języku autochtonów oznacza po prostu głębsze miejsce na rzece. Na tym odcinku Wetliny było pięć takich, a najbardziej znanym był Siny Wir, swą nazwę zawdzięczający charakterystycznej barwie toni wodnej.
Z ubitego duktu trzeba zejść na ścieżkę dość stromo opadającą w dół. Ale zdecydowanie warto. Wetlina płynie w tym miejscu w niewielkim wąwozie, otoczonym z każdej strony gęstą ścianą drzew. Panuje lekki półmrok, a rzeka leniwie się rozlewa. Ludzi na szczęście niewiele. Cisza... Miejsce pod względem klimatu, który trudno jest nawet uchwycić słowami całkowicie różni się od przełomu Wetliny, gdzie gwar miesza się z łoskotem wody.
Dużo czasu spędziliśmy nad brzegiem rzeki, brodząc w chłodnej i czystej wodzie. Chłopcy bawili się w budowanie tamy, co po wczorajszej wycieczce było już obowiązkowym punktem każdego postoju nad wodą. A my mogliśmy po prostu cieszyć się wszystkim, co wokół, próbując złapać w obiektyw każdy szczegół, najmniejszą nawet zmianę światła czy błysk wody.
Trochę rozleniwieni, trochę zmęczeni, ale ruszyliśmy w dalszą drogę, poszukać słynnego Łosia z Zawoju. W tym miejscu chłopcy odmówili dalszej współpracy, choć pierwotny plan zakładał dojście do nieistniejącej już wsi Zawój. Ale mając w perspektywie powrotną drogę z dwójką nieco już zmęczonych dzieci postanowiliśmy odpuścić. W końcu, w Bieszczady się wraca. Z tą nadzieją ruszyliśmy w drogę powrotną.
Piece do wypalania węgla drzewnego, czyli retorty są charakterystycznym elementem krajobrazu w Bieszczadach. Z trudem, ale można jeszcze spotkać takie, które do dziś są używane. Udało nam się takie odnaleźć. Wielkie, żelazne konstrukcje ustawione są w dwa rzędy. W powietrzu unosi się intensywny zapach spalenizny. Szczerze mówiąc, miejsce to budzi lekki niepokój. Dlatego też szybko stamtąd uciekliśmy.
Dzień powoli dobiegał końca. Najwyższa pora, by wracać do kwatery. Co przyniesie kolejny dzień? O tym w następnej części relacji.
Szymon - pomysłodawca projektu SUValska Przygoda, odpowiedzialny za wytyczanie tras, założyciel i autor strony, fotograf
tel. +48 790 500 950
suvalska.przygoda@gmail.com
Ewelina - współtwórca strony, poszukiwacz informacji, odpowiedzialna za opracowanie przewodników, fotograf
tel. +48 789 347 606
suvalska.przygoda@gmail.com