Kolejny dzień urlopu. Niebo nieco przychmurzone - trochę odpoczynku od palącego słońca. Za namową pracowników Centrum Informacji Turystycznej w Opatowie postanowiliśmy odwiedzić kolejny pałac - tym razem w Kurozwękach. Zapewniali nas, że będzie to idealne miejsce na wycieczkę z dziećmi. I mieli rację.
Tak mówił jeden z przewodników, który nas oprowadzał po kompleksie. Pałac w Kurozwękach jest doskonałym przykładem na to, że zabytkowe pałace nie muszą straszyć, popadać w ruinę i być wysypiskiem śmieci dla okolicznych mieszkańców.
Budowla powstała w XIV wieku, początkowo jako twierdza warowna. W XVI wieku została poddana gruntownej przebudowie i z warowni stała się reprezentacyjnym pałacem renesansowym. Gdy ostatni właściciel, Stanisław Popiel wyemigrował w 1944 roku z Polski, zamek przejęła władza ludowa. Budynek był przerobiony na mieszkania, pełnił funkcję siedziby ZUS, a nawet przymierzano się by uczynić z niego szpital psychiatryczny. W 1991 roku zamek za symboliczną kwotę został odkupiony od Skarbu Państwa przez potomków dawnych właścicieli i rozpoczęły się prace mające na celu przywrócić jego dawną świetności.
Tyle historia. Jest to fantastyczne miejsce do spędzenia dnia. Począwszy od zwiedzania wnętrza pałacu, przez podziemia, aż po hodowlę bizonów, mini zoo i labirynt w kukurydzy. Właściwie nawet nie wiedzieliśmy, kiedy czas nam zleciał. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni zapakowaliśmy się do samochodu.
W drodze powrotnej do Ożarowa zatrzymaliśmy się, w sumie trochę przypadkiem w Klimontowie. Zajrzeliśmy do kościoła św. Józefa, pełnego barokowego przepychu i złota. A dzień pożegnaliśmy tak...
Ponieważ Szymon uwielbia serial "Czarne Chmury", a całkiem niedaleko znajduje się pokamedulski Klasztor w Rytwianach, gdzie kręcono większość scen, nie mogliśmy tam nie pojechać. Na terenie kompleksu utworzone jest muzeum serialu "Czarne Chmury", choć do najciekawszych niestety nie należy. Natomiast sam kościół robi ogromne wrażenie. Tym bardziej, że mogliśmy porównać go z dobrze nam znanym Klasztorem Kamedułów w Wigrach. Ten w Rytwianach jest nieporównywalnie bogatszy, piękniejszy i lepiej zachowany. Kameduli byli tu zdecydowanie bogatsi.
Z Rytwian ruszyliśmy do miejsca, które każdy, kto wybiera się w te strony, powinien zobaczyć - do zamku Krzyżtopór w Ujeździe. Jest to miejsce na tyle szczególne, że zdecydowałam się poświęcić mu oddzielny wpis.
Z Ujazdu, choć było już dość późno, ruszyliśmy na podbój Sandomierza. Niewiele udało nam się zwiedzić, jedynie przespacerowaliśmy się starówką, na której powoli zamierał gwar. Może właśnie dzięki temu mogliśmy poczuć niepowtarzalną atmosferę tego miasta, której nie zepsuły nawet zewsząd pojawiające się szyldy nawiązujące do pewnego serialu w telewizji...
Przyszedł ten dzień, którego wielu rodziców boi się jak ognia - wizyta z dwójką dzieci w parku rozrywki. Brzmi strasznie, prawda? Żeby oszczędzić sobie dodatkowego stresu w postaci konieczności odmawiania możliwości skorzystania z takiej, czy innej atrakcji zdecydowaliśmy się na bilet zapewniający nam wejście wszędzie, gdzie chcieliśmy bez limitu. Bałtowski Kompleks Turystyczny oferuje tyle atrakcji, że wystarczą z powodzeniem na cały dzień. Wesołe miasteczko, "oceanarium", safari, park miniatur, wyciąg krzesełkowy, kolejka grawitacyjna, park dinozaurów. Nie sposób wymienić wszystkiego. Szczegółowe informacje i cennik znajdziecie tutaj.
Gdzieś mniej więcej w połowie dnia zorientowałam się, że całkiem nieźle się bawię. No dobra, przyznaję - bawiłam się świetnie, podobnie jak chłopcy, łącznie z tym najstarszym. Bo to miejsce ma tyle do zaoferowania, że człowiek na chwilę zapomina o byciu dorosłym i po prostu cieszy się jak małe dziecko. I o to chodzi.
Szymon - pomysłodawca projektu SUValska Przygoda, odpowiedzialny za wytyczanie tras, założyciel i autor strony, fotograf
tel. +48 790 500 950
suvalska.przygoda@gmail.com
Ewelina - współtwórca strony, poszukiwacz informacji, odpowiedzialna za opracowanie przewodników, fotograf
tel. +48 789 347 606
suvalska.przygoda@gmail.com