Podczas naszej wyprawy na Dolny Śląsk dni wypełnialiśmy po brzegi, starając się jak najwięcej zwiedzić i zobaczyć. A mając zaledwie siedem dni do dyspozycji, nie było to łatwe. Zobacz, gdzie wybraliśmy się tym razem.
Obowiązkowym punktem wycieczki była wyprawa na Wielką Sowę. Nie jesteśmy zaprawionymi piechurami ani doświadczonymi taternikami tak więc słowo "wyprawa" wcale nie jest na wyrost. Wielka Sowa wznosi się 1015 metrów n.p.m. i jest najwyższym szczytem Gór Sowich. Na szczycie znajduje się pochodząca z 1906 roku wieża widokowa. Jej wygląd przypominający latarnię morską i lekko różowy kolor sprawiły, że to miejsce od dawna jest symbolem Gór Sowich.
Podejście nie jest trudne, a widoki po drodze piękne. Będąc na górze koniecznie trzeba też wejść na samą wieżę (wstęp jest płatny).
Przy wieży jest kiosk z pamiątkami, gdzie można kupić na przykład certyfikat zdobywcy Wielkiej Sowy - nasz sześciolatek był niesamowicie dumny.
Drugim przystankiem tego dnia były Sztolnie Walimskie, znane również pod nazwą Rzeczka. Dzień był upalny, ale wewnątrz temperatura nie przekracza 7 stopni. Udostępnione do zwiedzania zostały trzy sztolnie, a każda z nich ma oddzielne wejście. Wewnątrz można obejrzeć, oprócz oczywiście potężnych wydrążonych w skale hal i korytarzy, wystawę prac jednego z więźniów pracujących przy budowie sztolni i pozostałości sprzętu górniczego. Największe wrażenie robią jednak inscenizacje pracy więźniów.
Wejście do sztolni możliwe jest jedynie z przewodnikiem. Ze względu na specyfikę miejsca, emocje, które wywołuje i opowieść przewodnika warto jest zastanowić się, czy zabierać do Sztolni Walimskich dziecko poniżej szóstego roku życia.
Ostatnim punktem, który chcieliśmy odwiedzić tego dnia było Muzeum Techniki Militarnej Molke, popularnie zwane "Muchołapką". Słoneczne popołudnie, żar dosłownie lał się z nieba. A my byliśmy ostatnimi chętnymi na zwiedzanie. Kustosz Muzeum Molke, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiamy potrafi w taki sposób opowiadać, że można by go słuchać przez całą noc. Ale od początku.
Muzeum Techniki Militarnej Molke znajduje się w Ludwikowicach Kłodzkich na terenie zajmowanym do 1945 przez fabrykę amunicji Dynamit AG. Molke, bądź też "Muchołapka" to betonowa, nie dająca się porównać z niczym innym konstrukcja, która rozpala wyobraźnię badaczy tych terenów. Teorii spiskowych i domysłów co do przeznaczenia tej konstrukcji jest całe mnóstwo, łącznie z lądowiskiem dla pojazdów kosmicznych. Najprawdopodobniej była to chłodnia kominowa pobliskiej kopalni i elektrowni. Nie zmienia to faktu, że Muzeum Molke koniecznie trzeba zobaczyć. Oprócz wspomnianej konstrukcji znajdują się tam też pojazdy z epoki a nawet działko przeciwlotnicze. Można również wejść do podziemnych korytarzy i pomieszczeń, które zachowały się po fabryce amunicji.
Dzień powoli dobiegał końca, znów zdecydowanie za szybko.
Nazajutrz postanowiliśmy zmienić nieco klimat i udać się do pałacu Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim. Jego historia sięga pierwszej połowy XIX wieku, gdy królewna niderlandzka, Marianna po raz pierwszy przyjeżdża do Kamieńca by obejrzeć odziedziczony po swojej matce spadek. (dokładną historię pałacu znajdziesz tutaj).
Bilety kupione, a więc ruszamy na spotkanie z historią. Wrażenie, jakie robi pałac jest kolosalne. Przewodnik barwnie opowiada o dziejach rodu Orańskich i samego pałacu, którego budowa trwała 33 lata i pochłonęła równowartość trzech (!!!) ton złota. Dziś trzeba już wysilić wyobraźnię, by zobaczyć jego przepych, gdyż po 1945 roku został zdewastowany i ogołocony (chętnych, by zobaczyć pałacowe marmury i zdobienia zapraszam do Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie...). Obok pałacu znajduje się przepiękny park, który również postanowiliśmy zbadać, nie do końca zdając sobie sprawę ze zmieniającej się aury.
Deszcz, a raczej oberwanie chmury, które zastało nas jakieś 3 kilometry od samochodu przemoczył nas całkowicie. I w życiu nie widziałam, by nasz młodszy syn tak szybko przebierał nogami. Mokrzy dotarliśmy na parking. Tego dnia, oprócz porządnego obiadu i suchej pary spodni nie interesowało nas już nic...
Jeśli chcesz zobaczyć, gdzie jeszcze zawędrowaliśmy podczas naszej wyprawy w Góry Sowie i Stołowe - przeczytaj koniecznie czwartą i ostatnią zarazem część relacji.
Szymon - pomysłodawca projektu SUValska Przygoda, odpowiedzialny za wytyczanie tras, założyciel i autor strony, fotograf
tel. +48 790 500 950
suvalska.przygoda@gmail.com
Ewelina - współtwórca strony, poszukiwacz informacji, odpowiedzialna za opracowanie przewodników, fotograf
tel. +48 789 347 606
suvalska.przygoda@gmail.com