Jeśli szukasz ciekawego miejsca na urlop, a jednocześnie leżącego nieco na uboczu i pozbawionego zgiełku typowego dla popularnych kurortów, to zdecydowanie mogę powiedzieć "pakuj się i jedź w Świętokrzyskie".
My tak zrobiliśmy i nie żałowaliśmy - zobacz, dlaczego.
Decyzję o tym, gdzie wybierzemy się na wakacje podjęliśmy jeszcze wczesną wiosną. Wybór padł na Świętokrzyskie. Z kilku względów - przede wszystkim jest to region naprawdę ciekawy i podczas tygodniowej wyprawy nie zobaczyliśmy pewnie nawet połowy tego, co ma do zaoferowania. Świętokrzyskie to raczej nieoczywisty wybór jeśli chodzi o miejsce spędzania urlopu, więc na szczęście dzikie tłumy nas ominęły.
Dla mnie była to też trochę podróż sentymentalna, ponieważ tam mieszkali moi dziadkowie i spędzałam u nich każde wakacje będąc małym dzieckiem.
Destynacja wybrana, dzieci zadowolone, powoli ustalamy plan co i kiedy chcielibyśmy zobaczyć. Do wyprawy jeszcze niecałe dwa tygodnie. Hurra!!! A nie, wróć - nasze samochody, jeden po drugim miały na ten temat odmienne zdanie i w najmniej oczekiwanym momencie urządziły strajk. W trybie awaryjnym (peugeot) lub bez skrzyni biegów (Dzik) raczej nie da się nigdzie ruszyć. Chcąc, nie chcąc trzeba było skorzystać z usług wypożyczalni.
Więc zapakowaliśmy walizki i wózek do bagażnika małego seata i w drogę.
Trasa liczyła około 500 kilometrów, a my pokonaliśmy ją w rekordowym czasie... czternastu godzin. Tak, czternastu. Nie, nie zepsuło nam się kolejne auto. Po prostu, nawet po drodze można natknąć się na miejsca, które po prostu trzeba zobaczyć.
Pierwszym przystankiem, który zrobiliśmy nie z konieczności (mamo, siku, mamo, niedobrze mi, mamo, daleko jeszcze?) była Iłża.
To niewielkie miasteczko, malowniczo wciśnięte w dolinę, nad którą góruje czternastowieczny zamek biskupów krakowskich. A właściwie to, co z niego zostało. Miał on bardzo burzliwą historię. Kilkukrotnie przebudowywany, podpalony, służący jako lazaret wreszcie opuszczony pod koniec XVIII wieku i od tamtej pory będący zapasem materiałów budowlanych dla okolicznej ludności. Dziś funkcjonuje jako zabezpieczona ruina udostępniona do zwiedzania. Widok z ostatniej ocalałej baszty jest naprawdę przepiękny, a samo miejsce - tajemnicze.
Kolejny przystanek to miejscowość o bardzo wdzięcznej nazwie Nietulisko i ruiny XIXwiecznej walcowni żelaza. Choć dziś niewiele już pozostało z tego kompleksu, to w czasach swojej świetności był to doskonale funkcjonujące i prężnie rozwijające się przedsiębiorstwo, a wokół zakładu powstawała cała infrastruktura, łącznie z osiedlami dla pracowników. Powódź, która na początku XX wieku zniszczyła pobliski staw i odcięła zakład od zasilania z rzeki Kamiennej była bezpośrednią przyczyną zamknięcia walcowni. część budynków zaadoptowano, jednak główna hala dziś jest ruiną.
Miejsce zdecydowanie godne polecenia miłośnikom urbexu i zabytków techniki.
Zmęczenie mocno już dawało nam się we znaki - w końcu wyruszyliśmy w środku nocy. Obiad w przydrożnej restauracji i ostatni odcinek drogi w kierunku Ożarowa przesiedzieliśmy jak na szpilkach, chcąc już być na miejscu. Ożarów wybraliśmy jako dobrą bazę wypadową, a ceny noclegów były zdecydowanie niższe niż w pobliskich miastach. O samej kwaterze nie warto mówić, nie wspominamy jej najlepiej. Chłopcy błyskawicznie zapadli w sen, a my mogliśmy ułożyć plan wyprawy na kolejny dzień.
Szymon - pomysłodawca projektu SUValska Przygoda, odpowiedzialny za wytyczanie tras, założyciel i autor strony, fotograf
tel. +48 790 500 950
suvalska.przygoda@gmail.com
Ewelina - współtwórca strony, poszukiwacz informacji, odpowiedzialna za opracowanie przewodników, fotograf
tel. +48 789 347 606
suvalska.przygoda@gmail.com